[HIT 25. KOLEJKI] Osłabiona Wisła nie dała rady Legii

[HIT 25. KOLEJKI] Osłabiona Wisła nie dała rady Legii

Mecz rozegrany przy Łazienkowskiej nie zachwycił, zwłaszcza po przerwie. W drugiej połowie Legia kontrolowała przebieg spotkania, nie pozwalając osłabionej Wiśle na rozwinięcie skrzydeł i dość pewnie dowiozła trzy punkty do końcowego gwizdka.

Goście z Krakowa przystąpili do spotkania bez Pawła Brożka i Zdenka Ondráška. Brak rasowego snajpera, czy też po prostu gracza, który potrafiłby się utrzymać przy piłce na połowie rywala, był zauważalny w grze Wisły. Głęboko cofający się do rozegrania tercet środkowych pomocników nie potrafił lub nie miał możliwości zdobywania terenu bez współpracy ze środkowym napastnikiem. Tak jak w poniższej sytuacji, złe przyjęcie Mateusza Zachary nie pozwoliło na kontynuowanie akcji gości.

Skrzydłowi Wisły, jak zazwyczaj, rozgrywali swój osobny mecz, nie uczestnicząc w drużynowym budowaniu akcji. Z kolei nominalnie ustawiony na pozycji numer „10” Petar Brlek często cofał się głęboko do rozegrania, co powodowało w formacji Wisły wyrwę między linią pomocy a ataku i uniemożliwiało płynną grę krakowian.

W rezultacie, defensywa Legii nie miała trudnego zadania w neutralizowaniu ataków rywali. Wisła nie była w stanie zaskoczyć gospodarzy z otwartej gry, jej najgroźniejsza sytuacja miała miejsce po ponowieniu rzutu rożnego w 35. minucie. Tu również znamienny jest fakt, że pewnie nie doszłoby do niej, gdyby nie kiks Patryka Małeckiego.
Legia również zagrała bez klasycznego środkowego napastnika, ale w jej przypadku na szpicy wystąpił znany już z gry na tej pozycji Miroslav Radović. Legioniści w większości akcji dążyli do gry kombinacyjnej z wykorzystaniem wymienności pozycji Radovicia i grającej za jego plecami trójki Hämäläinen – Odjidja – Guilherme.

Najczęściej ktoś z osi środkowej Radović – Odjidja (czasem obaj) ustawiał się szerzej, by w zostawioną przez niego przestrzeń mógł wbiec Guilherme lub Hämäläinen. Naturalna tendencja obu do zawężania akcji, z piłką lub bez, sprawiała defensywie Wisły mnóstwo kłopotów. W tych momentach zawodnik zbiegający z boku z piłką starał się zajmować miejsce przed linią defensywy rywala, aby prostopadłym podaniem wykorzystać luki między obrońcami.

Hämäläinen i Guilherme w systemie Jacka Magiery rzadko pełnią rolę tradycyjnych skrzydłowych, bo za stwarzanie przewagi w bocznej strefie, jeśli wymaga tego sytuacja lub atak pozycyjny trwa wystarczająco długo odpowiedzialni są skrajni obrońcy. Legia nie dąży jednak do dominacji grą podaniami za wszelką cenę. Jeśli ma możliwość szybkiego rozegrania z wykorzystaniem zaskakującego ruchu bez piłki to zwykle jest to pierwsza opcja w ataku. Tak też było i w niedzielnym spotkaniu. Ruch Radovicia do boku lub do tyłu, wbiegnięcie w jego pozycję przez Odjidję czy skrzydłowego, to nie są jakieś skomplikowane schematy. Ich skuteczna realizacja przez Legię wynika z klasy jej zawodników oraz podstawowej zasady współpracy na boisku – nieprzeszkadzania sobie. Legioniści rzadko kiedy dublują pozycje czy też forsują indywidualne zakończenie akcji. Taki sposób gry, wraz z zabezpieczającym środek pola Kopczyńskim i spajającym formacje Moulinem, pozwalał gospodarzom kontrolować przebieg spotkania. Wisła miała duży problem ze zniwelowaniem atutów graczy Legii, zarówno tych indywidualnych, jak i drużynowych.

Po przerwie trener Ramírez dał jeszcze pograć swojej podstawowej jedenastce, jednak nie widząc poprawy w grze, po kwadransie drugiej połowy zdecydował się na zmiany – na boisku zameldowali się Semir Štilić i Hugo Vidémont. Zmianie uległo także ustawienie gości, Štilić z Brlekiem stworzyli parę napastników grającą w pionie (choć obaj to środkowi pomocnicy), a na skrzydło powędrował Vidémont. Zamysł trenera Ramíreza mógł być jeden – stworzenie przewagi liczebnej w okolicach pola karnego Legii. Wprowadzenie drugiego „napastnika” jednak nic nie dało, bo Wiśle zabrakło piłkarza w typie Moulina, który znakomicie napędzał ataki Legii. Tej roli za plecami linii ataku nie wypełniali także skrzydłowi, raczej pozostający w swoich bocznych strefach i tam szukający pojedynków.

W poniższej sytuacji Patryk Małecki zamiast szukać kontynuacji rozegrania z którymś z kolegów zdecydował się na wątpliwej szansy uderzenie z niemal trzydziestu metrów. To kwintesencja problemów Wisły w tym spotkaniu – brak napastnika do zagrania „na ścianę” czy ucieczki w uliczkę i przy okazji niewykorzystanie włączającego się do akcji z lewej strony Maciej Sadloka.

Legia rozpoczęła odrabianie ligowych zaległości od zwycięstwa i trzyma dystans do liderującej Jagiellonii. Wisła do końca rundy zasadniczej będzie pewnie walczyć o miejsce w ósemce, które da jej komfort gry w ostatnich siedmiu spotkaniach sezonu. W niedzielnym spotkaniu przy Łazienkowskiej nie oglądaliśmy porywającego widowiska, ale też takich spotkań będzie pewnie przed kluczową 30. kolejką coraz więcej.

~Filip Nowicki

Komentarze:

Śledź EkstraStats w mediach społecznościowych: