Uwierzyć w statystyki

Uwierzyć w statystyki

Będą Was wytykali palcami i wyśmiewali. Na ambitną i pełną wyzwań pracę machną ręką, klasyfikując ją jako wymysł amatorów, albo – kolejny epitet – futbolowych kujonów. Będziecie spotykali się z oporem, niezrozumieniem, lekceważeniem i niedowierzaniem.

Nie przejmujcie się, to ze strachu.

Bo jak Wy byście się zachowali wiedząc, że wkrótce ta cała tajemnicza osłona, parawan pseudo wiedzy padnie pod naporem faktów? Przecież oni – nazwijmy ich szeroko pojętym futbolowym establishmentem – od dekad uzurpują sobie prawo do jedynego, niepodważalnego spojrzenia na piłkę. Zamknięci w tym samym kręgu nazwisk, z każdym zdaniem brzmiącym jak poprzednie, opinią skopiowaną z zeszłego tygodnia, tym razem przypisaną innemu zawodnikowi, trenerowi czy drużynie.

Słyszeliśmy to latami – wiedzą lepiej, bo grali. Bo mieli szczęście wejść na murawę, gdy znakomita większość z nas mogła jedynie o tym pomarzyć. Talent, ciężka praca, pewien element szczęścia – nikt niczego im nie odmawia. Oprócz tego, że przywłaszczyli sobie prawo do posiadania jedynego słusznego spojrzenia, zdania i sposobu myślenia o grze, która jest dla milionów.

Teraz mogą to stracić. I to kosztem kogo? Osób, które futbol znają głównie z trybun lub telewizji. Pasjonatów, którzy nigdy nie byli zawodowcami. Kibiców, którzy kilka, kilkanaście lat temu jedynie prosiliby ich o autograf. Teraz chcą poprzestawiać porządek bo mają… liczby?

Nic dziwnego, że są pełni obaw. Popularna teoria głosi, że jak ktoś czegoś nie rozumie i nie chce zrozumieć, to się tego boi.

Piłka nożna to w takim samym stopniu sztuka, co nauka. Najwięksi artyści futbolu zachwycają lekkością swoich poczynań, ale następnie ich akcje są analizowane przez osoby za to odpowiedzialne. I tylko ci o największym ego machną rękę, odrzucą możliwość rozwoju czy zrozumienia własnych błędów i dobrych zachowań. Tych osób jest coraz mniej.

Popatrzcie na Roberto Martineza – guru futbolowych wariatów, którzy chcą kształtować opinie na temat gry liczbami. On mógłby machnąć ręką na te wszystkie statystyki. Grał co prawda w klubach raczej przeciętnych, ale poznał „atmosferę szatni”, „specyfikę środowiska”, kilka różnych menedżerskich sztuczek. Jednak gdy dostał pierwszą szansę w trenerce, to nie poszedł na łatwiznę skupiając się wyłącznie na elementach typowych dla tak wielu angielskich menedżerów.

Hiszpan nigdy nie przestał futbolu studiować, nigdy nie uznał, że wie o piłce wszystko, a jego spojrzenie jest unikalne, jedyne w swoim rodzaju. Budując swój zespół analityków nie dawał szans byłym piłkarzom, ale osobom, które „szukały dziury w całym”, miały to wewnętrzne pragnienie rozgryzienia futbolu. Nie sprowadzenia tej pięknej gry do jednej formuły matematycznej czy algorytmu, ale poszerzenia własnej wiedzy o piłce nożnej.

Bo futbol to tak samo gra cudownych zagrań Pirlo, Ronaldo, Messiego czy zwłaszcza ostatnio Jamesa Rodrigueza. To w takim samym stopniu – jak nie większym? – dziesiątki danych o poszczególnych akcjach zawodnika, trendy tłumaczące zachowania, zalety i wady zdefiniowane przez liczby, gra procentów, szans i szukania choćby najmniejszej przewagi na każdym polu. Zwłaszcza tam, gdzie stawka jest największa.

Martinez kiedyś był wyjątkiem, ale teraz jest jednym z wielu. Podobnie jak Sam Allardyce – tak, ten czasami odrzucający, denerwujący swoim zachowaniem menedżer West Hamu, który kulturę studiowania futbolu na liczbach poznał w Stanach. Patrzył na baseball i futbol amerykański. I dostosował się wiedząc, że z własnymi umiejętnościami wskoczy na pewien poziom, ale wykorzystując luki w wiedzy innych i samemu opierając się na liczbach, procentach, szansach, wejdzie jeszcze wyżej. Może nie będzie prowadził Realu czy Interu, jak to kiedyś powiedział, ale z Boltonem stworzył kawał pięknej historii tego klubu. Z Boltonem!

Z kolei o Jose Mourinho mówi się, że wychodząc z pracy dostaje od obszernego, liczącego kilkadziesiąt osób działu analiz teczkę z najciekawszymi, najnowszymi „odkryciami”, ale rano przychodząc do biura oddaje im ją z własnymi przemyśleniami opartymi na danych, które studiował. Perfekcję w futbolu osiąga się sporadycznie, nie można utrzymać się tam wiecznie, ale zrozumienie gry wykraczające poza anegdotki z boiska czy szatni jest potrzebne, by chociaż obrać właściwą drogę.

Niektórym brakuje do tego zapału, inni po prostu nie rozumieją fenomenu liczb w futbolu – a ignorancja przeradza się w lekceważenie. Jednak nawet na naszym „podwórku” są osoby, które pozostają otwarte na dokładne analizy, alternatywne spojrzenia, wnikliwe wnioski, z chęcią do lepszego poznania futbolu. Nie patrzą na wiek, kwalifikacje, ale pasję, faktyczną wiedzę i konkretne argumenty. Pracują w Waszych ukochanych klubach i pracują ciężko – wciąż jednak częściej odbijają się od ściany niż ten głównie mentalny mur burzą.

Bo wciąż wygodniej niektórym jest zainwestować w przeciętnego piłkarza z zagranicy niż wesprzeć naprawdę oddanych pracowników w walce, która choć niewidoczna, to może dać wymierne efekty. Polski futbol nie jest zacofany – on najczęściej jest po prostu zamknięty na to, co w krajach o podobnych możliwościach, ale już dużo bardziej rozwiniętych piłkarsko od dawna stanowi równoległą, sprawnie funkcjonującą, naturalną część gry.
Jednak ci twierdzący, że o futbolu wiedzą wszystko, bo na nim „zęby pozjadali” częściej wolą kontrowersyjny, ciekawy temat zamknąć żartem, banałem czy dygresją z własnej kariery. Wciąż większość bazuje swoją opinię na statystykach najbardziej oczywistych – gole, asysty, czyste konta. Wciąż spotyka się sytuacje w których opisujący piłkarza opiera się na niezdefiniowanej, subiektywnej „średniej ocen z całego sezonu”. I dopóki zawodników będzie oceniać się „na czuja” polski futbol nie ruszy z miejsca.

Bo liczby nie są subiektywne. Ilekroć spotykam się z ludźmi zajmującymi się analityczną stroną futbolu słyszę, że największą zaletą statystyk jest to, że piłkarz się z nimi nie pokłóci. Jeśli podawał kiepsko, to nie wyłga się tłumaczeniem, że „chyba coś ci się przewidziało”. Jeśli zagrał poniżej swojej średniej, to nie będzie mógł dyskutować z faktami. Najtrudniejsze jest tłumaczenie potrzeby takiego spojrzenia na grę jednostki i zespołu – często to okazuje się barierą nie do pokonania. Tak u piłkarzy, jak i trenerów.

Dlatego przed Wami najtrudniejsze zadanie – samemu tworząc lub mając dostęp do istotnych i obszernych statystyk będziecie musieli przekonać swoimi analizami, że warto w nie patrzeć. Na początku powodem odwiedzin będzie ciekawość, ale jej nie zmienicie w nawyk, pasję bazując na ładnych grafikach. Od początku będziecie potrzebowali konkretnych argumentów pokazujących, że wiecie więcej i macie na to dowody – statystyki.

Jednak na żadnym etapie nie możecie pomyśleć, że wiecie już wszystko, posiedliście tę wiedzę tajemną – to pierwszy krok do wspomnianej na początku ignorancji i arogancji. Spotkacie się też z lekceważeniem, zostaniecie zmuszeni do walki na „reputację”, „doświadczenie” i „czucie” futbolu. Nie pozwólcie się w nią wciągnąć, róbcie swoje – wiedzy nie poszerzycie bezowocnymi kłótniami o wyższość statystyk nad piłkarskiego „nosa”, ale każdego dnia pochylając się nad dostępnym materiałem i szukając odpowiedzi, by potem stawiać kolejne pytania.

Ja w Was wierzę. Widzę nie tylko pasjonatów, ale osoby o konkretnej wiedzy i przekonaniu, że mogą ją poszerzyć nie tylko u siebie. Bo, w przeciwieństwie do wielu ekspertów, Wy nie robicie tego dla własnego interesu, ale wierzycie w znaczenie projektu na znacznie szerszą skalę. Widzicie ten sam ogólny brak sensu w cotygodniowych dyskusjach, mierzi Was ich poziom i przede wszystkim sprowadzenie futbolu do banalnych liczb, opinii i akcji.

Wiecie, co chcecie zmienić, jak to zmienić i od czego zacząć. Wygracie z tym strachem. Statystykami.

~Michał Zachodny
Autor zaczynał jako skaut w międzynarodowej agencji, równocześnie realizując się w roli dziennikarza, m.in. współpracując z goal.com w trakcie Euro 2012. Od dwóch lat współpracuje z InStat Football w roli analityka taktycznego, także komentując oraz opisując najważniejsze piłkarskie wydarzenia dla sport.pl. 

Komentarze:

Śledź EkstraStats w mediach społecznościowych: