„Piłka to prosta gra, ale nauką można sobie wiele pomóc”

„Piłka to prosta gra, ale nauką można sobie wiele pomóc”

Po zdobyciu Pucharu Polski czy też Mistrzostwa Polski jako trener, wydawało się, że to poważny kandydat na polskiego szkoleniowca, który może coś osiągnąć za granicą. Do tej pory tak się nie stało, a ostatnimi czasy nie dostał nawet szansy poprowadzenia zespołu z polskiego topu. Przy okazji Pucharu Syrenki spotkaliśmy się z Czesławem Michniewiczem i porozmawialiśmy nt. roli statystyk i analizy w pracy trenera, a także o nowinkach technologicznych i naukowym podejściu do piłki nożnej. Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z byłym trenerem m.in. Lecha Poznań czy Zagłębia Lubin.

W mediach społecznościowych często możemy zobaczyć Pana na rowerze, udostępnia Pan swoje wyniki za pomocą aplikacji Endomondo. Czy przyjechał Pan do Warszawy na Puchar Syrenki rowerem?

Nie, ale miałem kiedyś taki plan. Zapraszał mnie kolega do stolicy, sprawdzałem nawet trasę, ale nie jest to takie proste, żeby w Gdańsku wsiąść na rower i dojechać do Warszawy. W niektórych miejscach nie można jechać rowerem i to jest problem, musiałbym chyba przez Częstochowę jechać.

Działa Pan w polskim środowisku piłkarskim od lat, zaliczył Pan też wiele zagranicznych staży, więc ma Pan skalę odniesienia. Czy można dostrzec zmianę podejścia w polskich klubach do statystyk, analizy?

Widać gołym okiem, że polska piłka dojrzewa, nie tylko stadiony czy infrastruktura, ale też sztaby szkoleniowe składają się z coraz większej liczby osób. Gdy ja zaczynałem w Lechu w 2003 r. wszystkim zajmowałem się sam, dzisiaj mamy do tego narzędzia, dostęp do statystyk, różne firmy się tym zajmują. Na pewno jako trener często z tego korzystam, ale też staram się zachować do tego dystans, żeby statystyki nie przysłoniły mi najważniejszego: jak gra zespół, co robi, czego nie robi. Statystyki są pomocne, ale też nie podoba mi się, że sprowadzamy wszystko do liczb, bo jak słucham niektórych wypowiedzi po meczu, że najważniejsze, że dany zespół przebiegł 114 km, to ja sam jestem w stanie przebiec w 90 minut 15 km i będę tutaj legendą całej polskiej piłki, a nie na tym to polega.

Tomasz Pasieczny, skaut Arsenalu, w rozmowie z nami (całość tutaj) mówił, że statystyki są potrzebne, ale nie w oderwaniu od oka ludzkiego. Statystyki mogą wiele pokazać, ale nie unikniemy oceny ludzkiej, nie dojdziemy do etapu Moneyball.

Jeden z moich ulubionych filmów. Bardzo często go oglądam, bo oprócz tych wszystkich wyliczeń i rzeczy, które się działy, pada w nim wiele mądrych zdań nt. statystyki i obliczania tego wszystkiego. Dostałem ostatnio od Łukasza Wiśniowskiego, z którym komentowałem Puchar Syrenki, ciekawy film, który trochę obrazuje to wszystko, o czym mówimy.

Za bardzo nie wiedziałem na początku o co w nim chodzi, za drugim razem dopiero dojrzałem tego misia. I to jest właśnie ta różnica, żeby dojrzeć istotę tego wszystkiego. Aby nie umykało nam najważniejsze: jak gra drużyna.

Pan jako trener Widzewa monitorował m.in. treningi, teraz często sie słyszy, że w Legii istnieje sztab analityków, który każdy trening rozbiera na czynniki pierwsze. Są również odprawy odnoszące się do rzeczy robionych na treningach. Czy to jednostkowy przypadek, a może już norma w polskich klubach?

Może norma nie, nie w każdym klubie są takie możliwości jak w Legii, ale ja już starałem się w Lechu z tego korzystać. Miałem kamerzystę, który kręcił większość treningów. Oczywiście nie każde zajęcia, bo jeśli mieliśmy głównie trening biegowy, to nie było to potrzebne. Oprócz tego, że mecze były transmitowane w telewizji, to w wielu klubach miałem ludzi, którzy nagrywali spotkania kamerą szerokokątną, aby widoczny był cały obraz boiska. Prof. Zbigniew Jastrzębski prowadził analizę kinematyczną, to zajmowało 30 godzin różnych obliczeń, sprawdzał ścieżki ruchu, przyspieszenia. Teraz mamy dużo rzeczy dostępnych na żywo, widzimy jak to się odbywa, ale pierwszy raz z taką profesjonalną analizą spotkałem się w Tottenhamie w 2006 r., gdy trenerem był Martin Jol i pokazywał nam jak pracuje. Miał 2 analityków, którzy w trakcie meczu siedzieli obok niego, wstukiwali w komputer każdy ruch zawodnika. Przed nim pracował Francuz Jacques Santini, zakupili dla niego aparaturę do analiz, on z tego nie korzystał i dopiero Jol zaczął z tego korzystać. W Anglii bardzo mi się podobało, gdy pojechaliśmy na Bolton w 2006 r. i Sam Allardyce miał słuchawkę w uchu. Miał bezpośrednie połączenie z analitykami, którzy oglądali mecz z góry, mając ogląd całego boiska. Teraz ukazują się różne biografie i w jednej z nich jest napisane, że on ściągnął to chyba z NFL. Podoba mi się naukowe podejście do piłki, bo piłka to prosta gra, ale nauką można sobie wiele pomóc. Jednak podkreślam, żebyśmy nie brnęli w to, że ktoś przebiegł 15 km i zagrał super mecz, bo nie o to w tym chodzi.

W książce „Menedżerowie” mowa jest o Gerardzie Houllierze, który pokazuje w analizie wideo swoim zawodnikom tylko pozytywne zagrania. Zgadza się Pan z takim podejściem?

Nie do końca. Jeśli zawodnik robi mnóstwo błędów, to nie mogę mu tylko pokazywać jego pozytywnych akcji. Dzisiaj (rozmawialiśmy po 1. meczu Pucharu Syrenki – przyp. red.) było wiele takich akcji i nie wyobrażam sobie, żeby trener nie pokazał graczom co robili źle. Ważne jest też z kim i gdzie pracujesz, działając w reprezentacji możesz w taki sposób działać, ale w klubie na co dzień jak nie będziesz pokazywać co dany zawodnik robi źle, to po 3 kolejkach cię nie będzie, zwłaszcza w Polsce.

Wiele dostępnych danych mamy na bieżąco, niektórzy szkoleniowcy już w przerwie przeprowadzają analizę wideo. Pan decydując się teraz na pracę naciskałby na to, aby w sztabie była taka osoba, która na bieżąco analizuje spotkanie? Czy jak Pan wchodzi do szatni w przerwie, to raczej zajmuje się Pan innymi aspektami, a nie chłodną analizą?

Trzeba pamiętać, że nie w każdych warunkach się da. Nie w każdym klubie, w którym ostatnio pracowałem była możliwość, żeby w szatni wszystkich zawodników widzieć. Te szatnie są tak czasem pokręcone, że nie widzisz wszystkich, co przy rozmowie niezbyt pomaga. Ja nauczyłem się tego, że w przerwie meczu można przekazać 3 najistotniejsze rzeczy. Przez cały mecz się zbiera dużo błędów, ale możesz powiedzieć o 3 kwestiach, a 4. i następnych już nikt nie pamięta. Także starałbym się o taką osobę, aby ona też przy tych najważniejszych rzeczach coś pokazała, ale też trzeba pamiętać, żeby pokazać coś przydatnego dla drużyny nie można pokazać przekazu telewizyjnego. Canal+ pokazuje spotkania świetnie dla widza, ale z punktu widzenia szkoleniowego ważny jest ogląd całego boiska. W Lechu korzystałem właśnie z obrazu z kamery z góry, która łapie całą murawę. Jak będzie taka możliwość, to oczywiście będę tak robił, ale nie ma też co ukrywać, że nie zawsze są na to środki. Jak trafię do Manchesteru, to na pewno będę korzystał.

Jest Pan nowoczesnym trenerem, jak na polską myśl szkoleniową. Jak się Pan zaopatruje na nowinki technologiczne, np. inteligentne okulary czy inne urządzenia mogące być w przyszłości narzędziem pomocnym w futbolu? Czy w Polsce możemy mówić o zainteresowaniu ze strony środowiska piłkarskiego takimi rzeczami?

(CM wyjmuje telefon i pokazuje maile – przyp. red.) Śmiało mogę powiedzieć, że żyję nowinkami. Mam kolegę, który szuka dla mnie takich rzeczy i co rusz przysyła linki do ciekawych stron. Ja już w Lubinie korzystałem z jednego z programów skautingowych. Tam było dużo możliwości korzystania z tego, ale, jak na polskie warunki, to dopiero raczkowało w 2006 r. To się wszystko zmienia i z czasem każdy będzie z tego korzystał, bez tego się nie da funkcjonować, jeśli chce się rozwijać. Kiedyś menedżerowie przywozili na testy zawodników i nie można było sprawdzić kto to jest, gdzie grał. Czarnoskóry zawodnik przyjeżdżał na testy, a za tydzień wracał inny, który zarzekał się, że on już tu był. Dzisiaj każdego można sprawdzić, ale ta skala błędu, którą się popełnia wierząc menedżerom, jest nadal duża. Każdy ma Maradonę, każdy się na tych Maradonach sparzył. Przykład Lecha, oni wychodzą z założenia, że każdego zawodnika muszą oglądać przynajmniej pół roku i dopiero po tym zapada decyzja co do ewentualnego transferu. I nawet sprzedając Teodorczyka oni listę potencjalnych wzmocnień mają. Lech pokazuje, że można, że skala błędu jest mniejsza, jak na Ekstraklasę. Bez tego się nie da, to są narzędzia niezbędne do tego, aby nie popełniać błędów. Dzisiaj każdy szuka oszczędności. Można szukać oszczędności i zwolnić sprzątaczkę, oszczędzimy 1500 zł miesięcznie, ale jak nie trafimy z piłkarzem, to stracimy dużo więcej.

Zgadza się Pan z podejściem, żeby tego piłkarza min. pół roku oglądać? Zobaczyć go w każdych warunkach, jak gra na wyjeździe, u siebie, z lepszym przeciwnikiem, ze słabszym.

Chciałbym zobaczyć jak on się w swoim środowisku zachowuje. Czy to jest lider czy taki gracz na dokładkę. Często sprowadza się zawodnika, który ma być liderem, nie zdając sobie sprawy, że on na takiego czołowego gracza się nie nadaje. Choćby Robert Jeż, on miał być w Polonii wiodącym zawodnikiem, a on nigdy nie będzie liderem. On się świetnie czuje, kiedy obok niego jest 2-3 dobrych piłkarzy i wtedy dobrze funkcjonuje. Te kluby z wyższej półki, Legia czy Lech, mogą sobie na to pozwolić, inni popełniają te błędy. Pracując choćby w Bielsku, tych zawodników braliśmy, bo atutem było to ,że nie trzeba było za nich płacić. Na zasadzie „a może się uda”. I większość klubów niestety tak działa, przykład Gavisha w Śląsku. Nie wiadomo skąd się wziął, nikt tego zawodnika nie widział. Już pomijam, że sprowadza się trenerów, których nikt nie zna nawet w ich kraju.

Rozmawiali:
Mateusz Januszewski
Jakub Młynarski

fot. michniewicz.com.pl

Komentarze:

Śledź EkstraStats w mediach społecznościowych: