„Ja jestem od tego, żeby nie dać komuś zrobić krzywdy” – rozmowa z Szymonem Marciniakiem

„Ja jestem od tego, żeby nie dać komuś zrobić krzywdy” – rozmowa z Szymonem Marciniakiem

To jest pański 9. rok w Ekstraklasie. Jest łatwiej niż na początku? Z jednej strony ma Pan większe doświadczenie, ale też presja jest większa, mniej się Panu wybacza błędów.

Rzeczywiście zależy z jakiego punktu ma się człowiek do tego odnieść. Z jednej strony duże doświadczenie, ponad 200 meczów w Ekstraklasie – jest dużo łatwiej. Zawodnicy, trenerzy mnie znają, ja znam ich, więc ten kredyt zaufania jest bardzo duży. Ale właśnie jest też druga strona – ten każdy źle pokazany aut rośnie do rangi niepodyktowanego rzutu karnego. Z tym, że na tym poziomie już sobie człowiek z tym radzi i przechodzi obok tego obojętnie, inaczej łatwo się wykończyć psychicznie. Sam przed sobą wiem co zrobiłem dobrze, co źle i mając nawet tych meczów na koncie ponad 200, to jeszcze nie było tego idealnego i raczej nigdy nie będzie idealnie. Można się szkolić, doskonalić, nabywać doświadczenia, a zawsze może się wydarzyć na boisku coś, na co nie mamy wpływu. Rzeczywiście dobrze kolega zwrócił uwagę, że mi wybacza się mało albo czasem nic.

Sędziowanie to jest dobra szkoła życia. Uczy pokory, systematyczności, radzenia sobie z presją. Pan zdaje się być osobą konkretną i bardzo pewną siebie. Czy to „przygoda z gwizdkiem” ukształtowała charakter czy zanim zaczął Pan sędziować już był takim człowiekiem?

Generalnie myślę, że to życie mnie ukształtowało. To oczywiście przypadek, że wszystko się tak ułożyło, że wybrałem taki zawód i ten mój charakter, głowa, idealnie się do tego nadają. Trudno wymagać żebym na tym poziomie poddał się presji, szczególnie w Polsce, gdzie wiadomo, że największa presja towarzyszy mi raczej w Europie. Ma to swoje plusy i minusy. Niektórzy oczekują, żeby sędzia chodził potulnie z opuszczoną głową, wszystkich za wszystko przepraszał. Ale tak nie będzie. Trudno wymagać, żebym jeżdżąc, sędziując na tym poziomie, czegoś żałował albo się czegoś bał lub wstydził. Nie mam do tego powodów.

To prawda, że sędziowanie uczy pokory i można mieć świetnych kilkadziesiąt spotkań, ale po jednym słabszym meczu nikt nie będzie pamiętał tych dobrych występów w Mistrzostwach Europy. W Polsce jest trochę za mało wyrozumiałości. Najlepiej kogoś wrzucić do dołka, zasypać i zapomnieć. Jest bardzo mało zrozumienia dla tego ciężkiego i czasem niewdzięcznego zawodu. Ale cóż, zawsze człowiek mógł być taksówkarzem albo pracować w sklepiku i nie mieć tego typu problemów. Już się z tym obyłem, osłuchałem i zdaje sobie sprawę, że często ta krytyka nie jest konstruktywna. Jestem dumny z siebie i moich kolegów, którzy mi pomagają, bo to jest świetny zespół, bardzo dobrze współpracujący ze sobą, szczególnie w Europie.

W jednym z programów wspomniał Pan, że najwięcej kartek zawodnicy łapią pomiędzy 20. a 30. kolejką. Jakie w takim razie znaczenie w przygotowaniu do meczów pełnią dla Pana statystyki?

Dzisiaj sędziowie do meczów przygotowują się tak jak zawodnicy. Ja dobrze zdaje sobie sprawę kto jest zagrożony kartką – z prostego powodu, aby nie dać komuś głupiego napomnienia. Umówmy się, że sędzia nie jest fetyszystą, który lubi rozdawać kartki. Tak się złożyło, że w tych ostatnich meczach tych kartoników było dość sporo pokazanych przez wszystkich arbitrów, przede wszystkim przeze mnie, ale to się wiąże też z tym, że często sędziuje te hitowe potyczki i one mają podwyższoną presję. Sami piłkarze przyznają, że czują zbliżającą się 30. kolejkę. Rafał Janicki w jednym z wywiadów po meczu Lech – Lechia powiedział, że dla nich nie miało znaczenia to, że dostają kartki – dla nich to była wojna na boisku. Nikt nie chciał tej wojny przegrać, „pęknąć” przed rywalem.

Ja jestem od tego, żeby nie dać komuś zrobić krzywdy. Oczywiście po takich kontrowersyjnych meczach bardzo łatwo jest zrzucić winę na sędziego. Umówmy się – jeśli piłkarze mówią dzisiaj o dużej presji i ciśnieniu, to co mają powiedzieć sędziowie, którzy muszą rozstrzygać pomiędzy tymi rozjuszonymi zawodnikami? Jako sędzia pewnie wiesz o czym mówię, tu nikt nie wybacza, nie daje drugiej szansy. Jeśli zawodnik nie strzeli karnego, to później w meczu może zdobyć bramkę. Wtedy znów jest bohaterem i królem. Gdyby to sędziemu zdarzyła się taka wpadka, to jest kilka fajnych przyśpiewek, mamy bardzo dużo poetów na trybunach – zaraz by coś pięknie zanucili. Trzeba sobie z tym radzić, przeżyć tę „dżunglę” od najniższych lig, poradzić sobie z przyśpiewkami, presją.

Myślę, że pomimo tej nagonki i krytyki na sędziów to my nie mamy się czego wstydzić w Polsce. Chłopaki się rozwijają, ci nowi, którzy wchodzą to nie „pękają”, wytrzymują presję i oby tak dalej. Kolejna fala chłopaków z drugiej, trzeciej ligi atakuje, my musimy uciekać. Tylko w taki sposób, dzięki takiej rywalizacji może podnieść się poziom. Trzymajmy kciuki, żeby było jeszcze lepiej.

Oprócz zdrowia to czego jeszcze możemy życzyć Panu i pańskiemu zespołowi?

Zdrowie przede wszystkim, bo teraz przy tej liczbie wyjazdów, które najbardziej dokuczają, to jeszcze ta liczba meczów jest bardzo duża, ale myślę, że w tym roku rozsądnie i mądrze z przewodniczącym Zbigniewem Przesmyckim dobieramy te spotkania. Nie ma sensu jeździć na ilość. Czasem rozumiem, że są mecze ważne, których nie można odpuścić w Polsce, ale jeśli jest taka możliwość to trzeba też odpocząć. Najbliższe tygodnie będą bardzo pracowite – za chwilę mecz eliminacyjny do Mistrzostw Świata, potem mecz towarzyski w Soczi (Rosja-Belgia), zgrupowanie we Florencji i później kolejne ważne spotkania. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, zeszły rok był świetny – ćwierćfinał Ligi Mistrzów, półfinał Ligi Europy. Człowiek jest ambitny i chciałby iść krok dalej, ale zostajemy na ziemi. Sędziowanie uczy pokory – każda kolejna decyzja może to podtrzymać, albo zepsuć i cofnąć nas o dwa kroki w tył.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy kolejnych sukcesów.

~Rozmawiał Piotr Grabski
~ fot. Marcin Łagowski

Komentarze:

Śledź EkstraStats w mediach społecznościowych: